(...)
Zeszła, do łodzi się dostała,
Co gdzieś pod wierzbą chybotała
I na jej dziobie napisała:
Pani na Shalott.
A gdy się wreszcie kończył dzień,
Zepchnęła łódź i legła weń.
Szeroki strumień poniósł hen
Panią na Shalott.
Suknia jej luźna, śnieżnobiała
Miękko wzdłuż łodzi burt leżała.
Pod liśćmi świeca zamierała
Mroczna noc z wolna zapadała
I ogarniała Camelot.
Nuty melodii smutnej trwały
Coraz to cichsze, zamierały.
Krwi puls i skarga ustawały,
Oczy przymknięte pociemniały,
Zwrócone wciąż ku Camelot.
Bo nim do miasta łódź dotarła
Na fali, co z przypływem parła.
Śpiewając swoją pieśń, umarła
Pani na Shalott.
Co gdzieś pod wierzbą chybotała
I na jej dziobie napisała:
Pani na Shalott.
A gdy się wreszcie kończył dzień,
Zepchnęła łódź i legła weń.
Szeroki strumień poniósł hen
Panią na Shalott.
Suknia jej luźna, śnieżnobiała
Miękko wzdłuż łodzi burt leżała.
Pod liśćmi świeca zamierała
Mroczna noc z wolna zapadała
I ogarniała Camelot.
Nuty melodii smutnej trwały
Coraz to cichsze, zamierały.
Krwi puls i skarga ustawały,
Oczy przymknięte pociemniały,
Zwrócone wciąż ku Camelot.
Bo nim do miasta łódź dotarła
Na fali, co z przypływem parła.
Śpiewając swoją pieśń, umarła
Pani na Shalott.
(...)